Rozpoczął się nowy rok szkolny i kolejne wyzwania. Zastanawia mnie jednak, czy wiecie, kto wpadł na pomysł, żeby szkoła była zorganizowana właśnie w taki sposób? Dlaczego uczymy się w salach lekcyjnych przypisani do konkretnych klas, lekcja trwa 45 minut, a głośno brzęczący dzwonek zwiastuje wymarzoną przerwę? Król Fryderyk Wilhelm III (Kojarzycie człowieka? To ten, który poniósł sromotną klęskę, walcząc z Napoleonem) doszedł do wniosku, że Prusom potrzebne jest nowe pokolenie ślepo oddanych obywateli, którzy mieli stanowić o przyszłej potędze swojego Królestwa. Wraz ze swoimi poddanymi, głównie ze światowej sławy filozofem, Georgiem Heglem, stwierdzili, że kształcenie powinno opierać się na wiedzy encyklopedycznej i ogólnej. W rezultacie uczeń miał otrzymać potężną sumę wiedzy z przeróżnych dziedzin, aby po maturze samemu zdecydować, co chce robić. Brzmi znajomo? Ogólnych wiadomości było tak dużo, że Prusacy wydłużyli czas podstawowej nauki. Do tego postawili na pamięciową metodę wkuwania informacji, co budziło u uczniów powszechne przerażenie. Wiecie, że w pruskiej szkole wymyślono nawet funkcję gospodarza klasy? Miał on kontrolować, czy wszyscy uczą się jednakowo pilnie. Poza tym uczeń wkuwający różne wiadomości na pamięć, nie miał czasu na głupoty i grzeszne myśli. Pruski sposób organizacji szkół miał się dobrze przez dekady, rozpowszechniając się na cały świat! Trafił nawet za ocean, najpierw do Japonii, potem do Stanów Zjednoczonych.
40 lat temu jedno z państw europejskich postanowiło całkowicie zmienić swój system edukacyjny. Finowie, bo o nich tu mowa, wypadają fantastycznie w ogólnoświatowych testach kompetencji, badających poziom wiedzy uczniów z różnych dziedzin, są świetni z matematyki i nauk przyrodniczych. Ponadto czytają najwięcej ze wszystkich dzieci i młodzieży na planecie. Ale to nie to zadziwia środowisko pedagogów. Najbardziej zaskakującym jest fakt, że uczniowie z Finlandii należą do grupy, która w ciągu roku poświęca na naukę najmniej czasu.
Czym różni się system fiński od systemu polskiego? Oto kilka różnic, które czynią go bardziej przyjaznym uczniom i… całemu społeczeństwu. Obowiązkowa edukacja rozpoczyna się w 7. roku życia i kończy, gdy dzieci mają 16 lat. Klasy są małe, liczą średnio 15-20 uczniów. Do nauczyciela, a także innych pracowników szkoły, w tym dyrektora, dzieci zwracają się po imieniu. Autorytet buduje się dzięki obopólnemu szacunkowi i wsparciu. Nie ma przy tym mowy o jakimkolwiek braku dyscypliny. Podczas lekcji panuje cisza i skupienie. Aby móc się wypowiedzieć, uczniowie podnoszą rękę do góry, cierpliwie czekając, aż nauczyciel udzieli im głosu. Nie ma biegania po korytarzach ani wrzasków, bo tego robić nie wolno. Każdy to wie i szanuje zasady obowiązujące wszystkich.
Czas spędzany w szkole jest krótki, uczniowie mają za to długie wakacje. Pomiędzy 7 a 14 rokiem życia fińskie dziecko spędza na zajęciach lekcyjnych przeciętnie 706 godzin rocznie (w Polsce 746). Wakacje trwają 10-11 tygodni w roku. Lekcja trwa 45 lub 90 minut, przerwy – 15 minut i wtedy wszyscy obowiązkowo wychodzą na świeże powietrze.
Edukacja jest nastawiona na wspieranie twórczego działania, szuka się dobrych stron ucznia i zachęca do pogłębiania swoich zainteresowań. Fińscy uczniowie nie wiedzą, co to szkolny stres. Dzieci od samego początku mają przekazywane, że każdy jest inny, ma inne zdolności, słabsze strony i prawo do popełniania błędów, każdy potrzebuje mniej lub więcej czasu, by przyswoić dane zagadnienie i nie jest z tego powodu gorszy, czy lepszy od innych. Sprawdziany (tak, fińscy uczniowie piszą sprawdziany w szkole) przeprowadza się po to, by uczeń i nauczyciel wiedzieli, nad czym trzeba jeszcze popracować.
Współzawodnictwo ograniczone jest do minimum – w fińskich szkołach do 16. roku życia dzieci nie zdają żadnych egzaminów. Jedna trzecia przedmiotów w szkołach średnich wybierana jest według uznania. Uczniowie sami decydują również o tym, które z tych przedmiotów będą zdawać na egzaminie dojrzałości.
Edukacja pedagogiczna w Finlandii jest traktowana niezwykle poważnie, a sam zawód nauczyciela jest jednym z najbardziej pożądanych wśród młodych Finów. Co więcej bardzo trudno zostać nauczycielem, a proces rekrutacji jest wyjątkowo rygorystyczny. Na studia pedagogiczne dostaje się 1/10 kandydatów. Nauczyciel ma bardzo wysoki status w społeczeństwie fińskim, porównywalny ze statusem lekarza. Pracuje 4 godziny dziennie i ma obowiązek poświęcić 2 godziny w tygodniu na rozwój zawodowy. Szkolenia dla nauczycieli są tu w 100% finansowane przez państwo. Fiński rząd inwestuje w sumie 30 razy więcej w rozwój zawodowy swoich nauczycieli niż w badania wydajności nauczania i osiągnięć uczniów. Dozór nad pracą wykonywaną w fińskich szkołach jest minimalny, a wszelkie tradycyjne formy kontroli pracy nauczycieli zlikwidowano z początkiem lat 90. ubiegłego stulecia.
Trudno powiedzieć, czy fińska szkoła jest placówką idealną. Na pewno zachęca dzieci do poszukiwania wiedzy, nie zamęczając wkuwaniem rzeczy, które nigdy im się nie przydadzą. Mali Finowie nie boją się szkoły, chodzą do niej chętnie, po lekcjach nie są przytłoczeni ogromem zadań domowych. Nauczyciel to dla nich osoba, na której pomoc można zawsze liczyć, a zdobywanie wiadomości to fascynujący proces, w którym każdy ma prawo do swojego zdania, stylu pracy oraz tempa przyswajania wiedzy, za które nie ma ani kar ani nagród. Bo fińskie dzieci uczą się dla siebie, nie dla stopni, wyróżnień, czy dyplomów.
I takiej szkoły życzymy nam wszystkim!