Przed chwilą szefowa zleciła mi zadanie – trzeba wypełnić kolejną ankietę do Kuratorium. Czas operacyjny: pół godziny! W wielkim skupieniu wklepuję na klawiaturze kolejne cyferki, gdy nagle do moich uszu dociera sygnał przychodzącego smsa. O, mamuńciu!!! Odczuwam nieprzepartą chęć spojrzenia na ekran – to może przecież być coś ważnego. Mhm..tylko zerknę… A skoro i tak mam w dłoni telefon, rzucam okiem na Instagrama (może Martyna Wojciechowska dodała jakieś fajne fotki), przeglądam Facebooka, by sprawdzić, czy nie pojawiły się czasem jakieś nowe „lajki” pod moim ostatnim postem. Jednocześnie (nie wiem, jakim cudem) zauważam, że ktoś udostępnił artykuł o nowych pomysłach na „edukację zdalną w żłobku”. Nie mam dzieci w wieku żłobkowym, czuję jednak, że powinnam się orientować, co jest grane. Klikam w artykuł i natykam się na link do strony z przeceną moich wymarzonych szpilek… A czas mija. Ankieta, Kuratorium i szefowa czekają… Też tak macie czasami?
Jeśli nie macie smartfona w zasięgu wzroku, to z pewnością wiecie, gdzie on jest (a może trzymacie go właśnie w rękach). Inaczej nie moglibyście skupić się na czytaniu tego tekstu. Sięgnięcie po komórkę to pierwsza rzecz, jaką robimy po przebudzeniu. Ostatnią czynnością przed snem jest odłożenie telefonu na szafkę nocną. Dotykamy go ponad 2600 razy dziennie i bierzemy do ręki przeciętnie co 10 minut. Gdy tracimy komórkę, nasz świat rozsypuje się na kawałki. Gdziekolwiek spojrzeć: na ulicach, w kawiarniach, restauracjach, autobusach, podczas spacerów i przechodzenia przez ulicę, a nawet w domach przy wspólnych posiłkach – wszyscy wpatrują się w ekrany smartfonów.
Jak to się stało, że telefony komórkowe zawładnęły naszym całym światem? Aby to zrozumieć, musimy zajrzeć do naszych mózgów. Nie, nie obawiajcie się. Nie będę bawić się w biologa i szczegółowo tłumaczyć wam, jak działa mózg ludzki. Musicie jednak wiedzieć dwie rzeczy: za komunikację między komórkami nerwowymi, w tym za działania podejmowane przez nasz mózg, odpowiada dopamina (fachowo rzecz ujmując: neuroprzekaźnik), a za poczucie szczęścia endorfiny (nasza „naturalna morfina”).
Dopamina czasami bywa nazywana „eliksirem szczęścia”, ale to określenie nie jest zbyt trafne. Zadaniem dopaminy jest zmuszanie nas do zajęcia się tym, na czym musimy się akurat skoncentrować. Wyobraźcie sobie, że jesteście głodni i właśnie ktoś stawia przed Wami jedzenie. Wystarczy, że na nie spojrzycie i poziom dopaminy rośnie. A więc większe jej wydzielanie nie pojawia się w trakcie jedzenia, tylko w chwili, gdy zobaczycie posiłek, co ma was skłonić do decyzji, żeby coś zjeść. Jeśli zadaniem dopaminy jest motywowanie nas do jakiegoś działania, to rolą endorfin jest sprawianie, że jesteśmy z tego powodu szczęśliwi. Jedzenie, kontakty towarzyskie i płciowe wywołują wzrost dopaminy. Podnosi go również korzystanie z telefonu komórkowego. Odczuwamy więc silne pragnienie sięgnięcia po aparat, gdy tylko usłyszymy sygnał nadchodzącego smsa.
My ludzie łakniemy wiedzy i jest to naturalna czynność ukształtowana w nas w drodze ewolucji. Im więcej mamy informacji o swoim otoczeniu, tym większe mamy szanse na przetrwanie. Dlatego natura wyposażyła nas w instynkt poszukiwania informacji. Substancją, która stoi za tym instynktem jest…dopamina. Mózg ją uwalnia, gdy się uczymy czegoś nowego, a dodatkowo w ten sposób ułatwia nam naukę.
Ale ten nasz mózg „lubi” nie tylko nowe informacje, ale w ogóle wszystko, co nowe. Pojawienie się nowego obrazu na ekranie komputera czy telefonu znowu powoduje uwolnienie dopaminy, co skutkuje tym, że lubimy klikać i przenosić się dalej. Wiecie, że prawie 1/5 wszystkich stron internetowych przykuwa naszą uwagę nie dłużej niż 4 sekundy? Na zaledwie 4% stron pozostajemy dłużej niż 10 minut.
Mózg uwielbia też to, co jest niepewne. To nie pieniądze, jedzenie czy przeżycia są jego paliwem, a nadzieja na ich osiągnięcie. Nic bardziej nie nakręca naszego ośrodka przyjemności w mózgu niż poczucie, że coś się może wydarzyć. Niepewne wyniki nasz mózg nagradza dodatkową porcją dopaminy, czyli motywuje nas do konkretnego działania.
Nasze wrodzone zamiłowanie do niepewnych wyników zwiększa apetyt na korzystanie z telefonu komórkowego. Gdy słyszymy sygnał przychodzącej wiadomości na Messengerze, odczuwamy niepokój i narastającą potrzebę wzięcia telefonu do ręki. Poziom dopaminy rośnie bardziej, gdy słyszymy sygnał, niż gdy czytamy samą wiadomość. Silne pragnienie czegoś, co być może jest ważne, zmusza nas do podniesienia telefonu tylko po to, by sprawdzić, o co chodzi. I potrafimy tak reagować bardzo często. A jak często wy sięgacie po telefon?
P.s.: Gorąco polecam Wam książkę autorstwa szwedzkiego psychiatry, Andersa Hansena: „Wyloguj swój mózg”